paulasthetic
Kroniki Kazimierza (2020) – dzień I.
Zaktualizowano: 12 lut 2020
Kiedy rok temu po raz pierwszy przekroczyłam próg Domu Kifnera wiedziałam, że muszę tu wrócić z Jakubem. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby ten wyjazd stał się naszą tradycją :D
Kazimierz ma w sobie coś magicznego – taki klimat (nie przesadzając) nirwany. Spokój, mimo napływających zewsząd grup ludzi.
Trafiliśmy akurat na czas, w którym było dostatecznie ciepło, by móc spacerować nocą bez ryzyka odmrożeń, a nasze ścieżki oświetlały lampki choinkowe – wspomnienia świąt. Mimo tego, że nie było śniegu, Botanika poradziła sobie świetnie z rozgrzaniem naszych wiecznie nienasyconych brzuchów.
A potem rozmawialiśmy.
Spacerowaliśmy po krętych uliczkach wśród małych, starych domków, których historii nigdy się nie dowiemy.
Graliśmy w czółko.
Kazimierzu – przy Tobie odpoczywam.
Dziękuję, Mamo, za genialny pomysł na prezent imieniowy. Trafiłaś w dziesiątkę.

When I crossed the doorstep of the Kifner House a year ago, I knew that I had to come back here with Jakub. I wouldn't mind if this trip was our tradition from now on :D
Kazimierz has is somehow magical: such an atmosphere - not exaggerating - of nirvana. Stays calm, despite the groups of people coming from every place in Poland.
We arrived exactly on time; it was warm enough to walk at night without the risk of frostbite and our paths were lit by lights – Christmas memories. Even though there was no snow, my heart got warmer when we found Botanika to calm down our grumpy stomachs.
And then - we talked.
Wandered around tiny old houses with a history that we may never know.
Played games.
Kazimierz - I rest with you.
Thank you, Mum, for the brilliant idea for a name day gift. You hit the jackpot.