top of page
fjfjf.png
  • Zdjęcie autorapaulasthetic

Ja, niedziela i nasza “love – hate relationship” | My love – hate relationship with Sunday

Zaktualizowano: 7 sty 2021

Kiedy byłam mała, nie mogłam znieść niedziel. Ludzie pozamykani w swoich domach (tak samo jak sklepy), dziwny spokój na ulicach. Trzeba było robić NIC. Zachody słońca niosły ze sobą jakąś tęsknotę. Kojarzyło mi się to z końcem świata.

A potem moja rodzina zaczęła mi kupować książki i oprócz tych książek nie chciałam widzieć nic innego. Zakopywałam się w literach, życząc sobie, żeby każdy dzień był niedzielą. I spodobało mi się to, że w niedzielę trzeba robić NIC.

Teraz też mi się podoba – chociaż nadal spędzam te dni na spacerach, spotkaniach, czytaniu, pisaniu kolejnych artykułów czy też postów, szkicowaniu….

Tamta niedziela upłynęła nam pod hasłem jedzenia. Dzień zaczął się nieziemskim wschodem słońca. Jestem pewna, że gdyby nie te wschody, moja zdolność rozpoznawania barw byłaby mocno ograniczona. Zainspirowany tym widokiem i bezsprzecznie skromny mistrz kuchni (czyli ja) zaserwował na śniadanie puchate pancakes z banana i jogurtu roślinnego (jeśli ktoś ma ochotę – przepis podam w następnym poście – daj mi znać, drogi łakomczuchu).

Nie potrafię gnić w domu przy ładnej pogodzie. Po zimie pierwsze promienie słońca sprawiają, że dziczeję – to tak, jakby ktoś doładował moje wyczerpane do połowy baterie. I mimo, że to wcale nie była wiosna, czułam się jak podłączona do prądu. Trzeba było więc wyjść na spacer, bo istniało ryzyko, że rozniosę te cztery ściany, w których przyszło mi urzędować już szósty rok z rzędu. No i nie było nas jeszcze przecież w Bezzz Cafe.

A w Bezzz Cafe okazało się być bardzo przyjemnie – z jakiegoś powodu wnętrze i atmosfera tego miejsca kojarzy mi się z domem. Za każdym razem, przechodząc obok, kiedy zaglądaliśmy w pośpiechu przez uchylone drzwi panował tam gwar złożony z rozmów i brzęczących o talerze widelców. Zachciało nam się brzęczeć razem z nimi. I okazało się, że mają frytki z batata, a ja uwielbiam frytki z batata. Tutaj trochę miękkie, ale nadal z batata. Do tego burger w domowej bułeczce oraz mistrzowski sos (który zdominował smak całego dania, a szkoda – bo choć wybitny, to jednak chciałoby się poczuć jeszcze ten warzywny placuszek w środku). Niemniej jednak – dajemy szansę Bezzz Cafe. Mówią, że są bez cukru, glutenu i mleka. Zła wszechświata też nie zauważyłam.

A potem słuchałam jego opowieści. Kiedy mówi, zapadam się w jego słowach jak w literach książek. Jego towarzystwo sprawia, że przy nim mogę się śmiać bez skrępowania. I tak było tym razem. Opowiadał o mnichach, dziwnych nieodszyfrowanych księgach (o których możesz przeczytać tutaj: https://www.wprost.pl/swiat/10100441/znalezli-klucz-do-odczytania-tajemniczego-manuskryptu-wojnicza-co-skrywa-tajemnicza-xv-wieczna-ksiega.html) i innych nietypowych rzeczach. Bo tak właśnie wyglądają nasze niedziele. Właściwie każdy dzień tygodnia. Tylko w dni pracujące towarzyszy nam więcej pośpiechu.

I za to niedziele lubię. Za spokój. Za śmiech, rozmowy, dobre jedzenie. Za pancakes z rana. Za to, że wtedy mogę bardziej docenić te małe przyjemności. Dojść do wniosku, że to wszystko co mam, to przywilej.


Bo się nie spieszę. Bo robię NIC. I czuję więcej.


***


When I was a kid I couldn't stand Sundays. People locked up in their homes (same as shops), strange peace on the streets.

You had to do NOTHING.

The sunsets were filled with a nostalgia. It felt like the end of the world. And then my family started buying me books and I didn't want to see anything else except words. I buried myself in letters, wishing each day was like Sunday. And I started to like doing NOTHING. Even though now I spend these days walking, meeting, reading, writing next articles or posts, sketching ... (basically doing something).

That Sunday passed under the name of food. The day began with a unearthly sunrise. I am sure that if haven’t had the possibility to admire this colorful sky, my ability to recognize colors would be really limited. Inspired by this view, an unquestionably the modest chef (that is: me) have served a fluffy pancakes made of banana and plant yogurt for breakfast (if you’re a foodie - let me know, I’ll share a recipe in the next post).

I can't rot at home when the weather is nice. After winter, the first rays of the sun make me wild – it feels like someone has recharged my half-exhausted batteries. And although it wasn't spring at all, I felt pumped up, so it was necessary to go for a walk, because there was a risk that I would destroy these four walls of my flat. And we haven't been to Bezzz Cafe yet.

And Bezzz Cafe turned out to be very pleasant - for some reason, the interior and atmosphere of this place reminds me of home. Every time, passing by in a hurry, when we looked through the half-open door, there was a buzz of conversations and forks ringing on the plates. We wanted to buzz with them. And it turned out they have sweet potato fries, and I love sweet potato fries. There were a bit soft, but still sweet potato fries. In addition, a burger in a home-made bun and a delicious sauce (which dominated the taste of the whole dish, which was a pity – because, although the sauce was outstanding, I still wanted to feel this vegetable patty inside). Nevertheless - we gave Bezzz Cafe a chance. Their food is made without sugar, gluten and milk. And without evil of the universe also.

And then I listened to his story. When he speaks, I fall into his words as in the letters of books. In his company I can laugh without embarassement. We talked about monks, strange unencrypted books (you can read about it here: https://www.livescience.com/65481-voynich-manuscript-proto-romance-language.html) and other unusual things. Because this is how our Sundays look like. Basically every day of the week. With that one exception that on working days it’s all in a rush.

And I like Sundays. For the possibility to calm down. For laughter, conversations, good food. For morning pancakes. For that I can appreciate these little pleasures more. To conclude that all I have is a privilege.


Because I'm not in a hurry. Because I'm doing NOTHING. And I feel more.

4 wyświetlenia
bottom of page